czwartek, 26 marca 2015


Odchodzę od zmysłów. Zastanawiam się tylko czy codziennie jest gorzej...czy może już się uspokoiło. 
Nie mam pojęcia.
Słyszałam, że mi się polepsza. Uśmiecham się nawet. Nie chce mi się nawet o tym rozmawiać.

Za każdym razem "coś", moja psychika za każdym razem coś sobie ubzdura. Myślę, że dla mojej psychiki nie ma już ratunku.

Myślę, że już nigdy się nie zmieni, a ja codziennie już będę tą zwykłą dziewczyną, która po przyjściu do domu ściąga ten wspaniały uśmiech z twarzy i kładzie się do łóżka, byleby popłakać z dala od świata.

Nie wiem, o co mi chodzi. Wszystkie te zdarzenia tak zatarły się w mojej głowie, że nie funkcjonuję już normalnie. I choć ostatnio było naprawdę "nieźle", to już nie jest. 
Przeszłość wróciła. Nie lubię kiedy wraca. Ale ona nieustanie to robi. Po prostu wraca. 

W czym tkwi problem? 

Są rzeczy, o których nie chce się mówić... 

Na samą myśl robi mi się niedobrze...

Ciężko jest z kimś o tym rozmawiać, dużo osób nie rozumie, nikt właściwie nie rozumie. Nikt nie wie, że rozpierdala mnie od środka każdego dnia.

Nikt nie wie, że każdego dnia nie tylko wzrokiem chcę dotykać krawędzi dachu. 

Potrzebuję życiowego przycisku "reset".